Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 059.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z chloranu potażu — a wchłaniając kwas węglowy wodanem potażu, to musiał utrzymywać stosunki z lądem, aby sobie zapewnić małerjały potrzebne do tego. Może poprzestawał na nagromadzeniu powietrza pod wysokiem ciśnieniem w zbiornikach i wypuszczaniu go następnie odpowiednio do potrzeby swojej załogi? Być może. Albo też używał sposobu najprostszego, najwygodniejszego, najtańszego, a przeto najpraktyczniejszego i wypływał, jak wieloryb, na powierzchnię wód, dla oddychania i odświeżania swego zapasu powietrza na dwadzieścia cztery godziny? Jakiejkolwiek używał metody, to użyć jej powinien co prędzej.
Już coraz częściej i trudniej oddychałem dla wciągnięcia w siebie niewielkiej ilości tlenu, jaki się jeszcze w celi naszej znajdował — gdy nagle orzeźwił mnie prąd powietrza czystego i przesiąkłego słonemi wyziewami. Był to powiew morski orzeźwiający i nasycony jodem. Otworzyłem szeroko usta, wciągając do płuc świeże powietrze. W tejże samej chwili uczułem kołysanie, nie gwałtowne wprawdzie, ale bardzo wyraźne. Statek, potwór żelazny, wypływał widocznie na powierzchnię oceanu, aby tam odetchnąć, jak wieloryb. Poznałem więc sposób odświeżania powietrza na okręcie.
Gdym się już pełną piersią nałykał świeżego powietrza, szukałem komunikacji z powietrzem zewnętrznem, czyli aerifera, jak go nazywają, który nam go dostarczał, i znalazłem go bez trudności. Nad drzwiami widniał otwór wentylacyjny, wpuszczający słup świeżego powietrza, zastępującego powietrze zepsute naszej celi.
Gdym się temi spostrzeżeniami zajmował, Conseil i Ned zbudzili się razem prawie, pod wpływem wietrzyka orzeźwiającego. Przetarli oczy, przeciągnęli ramiona i zerwali się na równe nogi.
— Czy pan dobrze spał? — zapytał Conseil, ze zwykłą sobie grzecznością.
— Bardzo dobrze, mój kochany — odpowiedziałem — a ty, panie Ned Land?
— Smacznie i głęboko, panie profesorze; ale czy nie jestem w błędzie, bo zdaje mi się, jakbym oddychał morskiem powietrzem.
Marynarz nie mógł się omylić w tym względzie. Opowiedziałem Kanadyjczykowi, co zaszło podczas snu jego.
— Wybornie — rzekł — to nam właśnie objaśnia te ryki, jakie słyszeliśmy, gdy mniemany narwal znajdował się w takiej od Abrahama Lincolna odległości, że widzieć go stamtąd było można.
— Tak jest, mości Land, to było jego oddychanie.
— Panie Aronnax, nie mogę zmiarkować, która godzina, lecz zdaje mi się, że to już pora obiadu!
— Obiadu? powiedz raczej śniadania, mój zacny przyjacielu, bo o ile miarkuję, wczoraj już minęło.
— Coby nas przekonywało — wtrącił Conseil — że spaliśmy dwadzieścia cztery godziny.