Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

giętka i mocna. Składała się z kaftana i spodni, zakończonych grubem obuwiem z ołowianemi podeszwami. Tkanina kaftana nasadzona była miedzianemi blaszkami, które opancerzały pierś, chroniły ją od parcia wód i dozwalały płucom swobodnie działać; rękawy kończyły się w kształcie giętkich rękawiczek, nie krępujących bynajmniej poruszeń ręki.
Co za ogromna różnica pomiędzy tym udoskonalonym przyrządem a niekształtnemi przyborami nurkowemi, jak np. korkowe pancerze, kaftany bez rękawów, suknie morskie, skrzynie — wynalezionemi i używanemi w XVIII-ym wieku.
Kapitan Nemo, jeden z jego towarzyszów, rodzaj olbrzyma, pojadającego zapewne ogromną siłę, Conseil i ja — oblekliśmy się wkrótce w owe suknie nurkowe. Pozostawało już tylko wsunąć głowę w metalową banię. Poprosiłem jednak przedtem kapitana, by mi pozwolił obejrzeć nasze strzelby.
Jeden z załogi Nautilusa podał mi pojedynkę z dużą a wewnątrz pustą kolbą ze stalowej blachy. Kolba ta służyła za zbiornik zgęszczonego powietrza, które klapka, otwierająca się za pociągnięciem kurka, wpuszczała do metalowej lufy. Pudełko na kule, wyżłobione w kolbie, zawierało dwadzieścia pocisków elektrycznych, które zapomocą sprężyny same wsuwały się w lufę. Po każdym wystrzale broń była zaraz nabita.
— Kapitanie Nemo — rzekłem — jest to broń doskonała i łatwa w użyciu. Radbym co żywo ją wypróbować. Lecz jakże dostaniemy się na dno morza?
— W tej chwili, panie profesorze, Nautilus spoczywa na dnie dziesięć metrów pod wodą i pozostaje nam tylko wyruszyć.
— Ale jak przyjdziemy?
— Zobaczysz pan.
Kapitan Nemo włożył głowę w metalową banię. Conseil i ja zrobiliśmy to samo, słysząc, jak Kanadyjczyk życzył szyderczo „szczęśliwych łowów”. Górna część naszej odzieży zakończona była podziurkowanym miedzianym kołnierzem, do którego przyśrubowywano metalowy szyszak. Trzy wycięte w nim otwory, opatrzone grubemi szkłami, dozwalały widzieć w każdym kierunku, przy obrocie głowy wewnątrz bani. Po przymocowaniu hełmu, jak należy, przyrządy Rouquayrola zaczęły natychmiast działać i, co do mnie, oddychałem zupełnie dobrze.
Z lampą Ruhmkorffa zawieszoną u pasa i z fuzją w ręku, gotów byłem do drogi. Wyznam jednak otwarcie, że w tem ciężkiem odzieniu i przykuty do pomostu ołowianemi podeszwami, nie zdołałbym postąpić kroku.
Ale wypadek ten był przewidziany, poczułem, że mnie popchnięto do małego, przyległego do szatni pokoiku. Towarzysze moi, również popychani, postępowali za mną. Usłyszałem, jak się zamknęły