Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 162.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i jego towarzysze przyszli pogrzebać swego kolegę we wspólnem ostatniem mieszkaniu, na niedostępnem dnie oceanu.
Nie! Nigdy jeszcze nie doznałem takiego, jak wówczas, wzruszenia; nigdy myśli poważniejsze, jak wtenczas, nie nawiedziły mego umysłu. Nie wierzyłem, że widzę to, na co patrzyłem.
Kopanie grobu zwolna postępowało. Spłoszone ze swego schronienia ryby uciekały na wszystkie strony. Wapienny grunt dźwięczał pod uderzeniami motyki, z pod której, gdy natrafiła na krzemień zarzucony tam na dnie oceanu, tryskały iskry. Otwór rósł wzdłuż i wszerz i nareszcie dosyć się stał obszerny, by objąć ciało człowieka.
Wówczas zbliżyli się ci, którzy je nieśli. Owinięte w tkaninę z białego bisioru ciało spuszczono do mokrego grobowca. Kapitan Nemo z rękoma skrzyżowanemi na piersiach i wszyscy przyjaciele zmarłego uklękli w postaci modlących się. Ja i moi towarzysze pochyliliśmy się ze czcią... A potem przysypano otwór grobowca odłamkami, oderwanemi z gruntu, i powstał mały pagórek.
Wówczas kapitan i ludzie jego powstali, zbliżyli się do grobu i każdy z nich raz jeszcze ugiął kolano, i wszyscy wyciągnęli ręce na znak ostatecznego pożegnania.
Pogrzebowa drużyna zawróciła wówczas w stronę Nautilusa, przechodząc pod łukami kamienistemi lasu, przez ulice, wzdłuż krzaków koralowych, i wstępując coraz wyżej.
Nakoniec ukazały się ogniska na statku; świetlne ich smugi były nam przewodnikami. O pierwszej byliśmy już zpowrotem.
Zmieniwszy odzienie, wyszedłem na platformę, a przygnieciony nawałem myśli usiadłem przy latarni, oświetlającej statek. Wkrótce nadszedł kapitan Nemo. Podniosłem się i rzekłem:
— Tak więc, jak przewidziałem, człowiek ów umarł w nocy.
— Umarł, panie Aronnax — odpowiedział kapitan.
— A teraz spoczywa przy swych towarzyszach, na koralowym cmentarzu.
— Tak, zapomniany przez wszystkich, ale nie przez nas. My żłobimy groby, a polipy pieczętują w nich na całą wieczność naszych zmarłych!
A zasłoniwszy sobie nagle twarz rękoma zaciśniętemi, daremnie usiłował kapitan powściągnąć łkanie — poczem rzekł:
— Tam jest nasz cmentarz zaciszny, tam, o kilkaset stóp pod powierzchnią wód.
— Przynajmniej wasi zmarli bezpieczni tam są od rekinów.
— Tak — odparł poważnie kapitan — od rekinów i od ludzi!