Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ledwie zdołało przez czas pewien utrzymywać się na wodach Nautilusa.
Dnia 23-go z rana, pod 12° 5ʹ szerokości południowej a 94° 33ʹ długości, ujrzeliśmy wyspę Keeling, formacji madreporycznej, zarośniętą wspaniałemi palmami kokosowemi, a po raz pierwszy zwiedzoną przez Darwina i kapitana Fitz-Roy. Nautilus płynął w małej odległości, wzdłuż urwistych wybrzeży tej pustej wyspy. Dragi nasze wyciągnęły liczne okazy polipów i jeżokorów, i ciekawych skorupiaków z działu mięczaków. Szacowne ich okazy pomnożyły skarby kapitana Nemo — w tej liczbie rzadkie gwiazdowce, gatunek pasorzyta polipowego, często osiadającego na muszlach.
Wkrótce wyspa Keeling zniknęła z widnokręgu i droga nasza obrała kierunek północno-zachodni, ku półwyspowi Indostanu.
— Zbliżamy się do krajów cywilizowanych — zauważył tego dnia Ned Land — lepsze to nierównie od owych wysp Papuazji, gdzie częściej spotykasz dzikich, niż sarny! Na tej ziemi indyjskiej, panie profesorze, są drogi, koleje żelazne, miasta angielskie i francuskie. Nie ujdziesz pięciu mil, żeby nie spotkać ziomka. Cóż, panie profesorze, nie jestże to pora stosowna, aby porzucić do djabła kapitana Nemo?
— Nie, Ned, nie myśl jeszcze o tem — odpowiedziałem stanowczym tonem. — Sam widzisz, że Nautilus zbliża się do lądów zamieszkanych, że zawraca ku Europie i do niej nas wiezie. Gdy już wpłyniemy na nasze morza, wtedy obaczymy, co roztropnie da się przedsięwziąć. Zresztą nie sądzę, by kapitan Nemo pozwolił nam tak polować na brzegach Malabaru lub Koromandelu, jak w lasach Nowej Gwinei.
— Alboż to, panie, nie można się obyć bez jego pozwolenia?
Nie odpowiedziałem Kanadyjczykowi. Nie miałem ochoty się sprzeczać, a zresztą w duchu gorąco pragnąłem wyzyskać doreszty dziwny los, który nas rzucił na pokład Nautilusa.
Od czasu, jak minęliśmy wyspę Keeling, bieg naszego statku był coraz wolniejszy i kapryśniejszy; nieraz zapuszczaliśmy się w wielkie głębie, po dwa i trzy kilometry pod powierzchnię wody — nigdy jednak nie dotarliśmy do dna tego morza Indyjskiego, którego nawet sondy długości trzynastu tysięcy metrów dosięgnąć nie mogły. Co do temperatury dolnych warstw wody, termometr niezmiennie wskazywał cztery stopnie wyżej zera.
Dnia 25-go stycznia ocean był zupełnie pusty. Nautilus przepędził dzień cały na powierzchni; potężną śrubą rozbijał bałwany i wyrzucał je wysoko. Jak tu się dziwić, że w takich warunkach brano go za olbrzymiego wieloryba? Cały dzień prawie przesiedziałem na platformie, przypatrując się morzu. Nic nie ukazywało się na widnokręgu. Dopiero pod wieczór, około czwartej, zobaczyliśmy na zachodzie długi steamer, który pędził w przeciwnym od nas kierunku.