Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 313.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— I oszczepem, panie — rzekł Kanadyjczyk — jeśli pan nie odrzucisz mojej pomocy.
— Przyjmuję ją, mości Land.
— Będziemy ci towarzyszyli — rzekłem — i, postępując za kapitanem Nemo, zwróciliśmy się ku głównym schodom.
Tam z dziesiątek ludzi, uzbrojonych w okrętowe siekiery, stał gotów do walki. Conseil i ja wzięliśmy siekiery; Ned Land chwycił za oszczep.
Nautilus znajdował się wówczas na powierzchni fali. Jeden z marynarzy, stojąc na ostatnich stopniach, odkręcił śruby od klapy. Ale zaledwie mutry zostały zdjęte, klapa podniosła się z niezmierną gwałtownością, oczywiście pociągnięta bańkami macki mątwy.
Natychmiast jedno z tych długich ramion wślizgnęło się, jak wąż, do otworu, a dwadzieścia innych zatrzepotało wgórze. Cięciem siekiery kapitan Nemo odrąbał ową straszliwą mackę, która, wijąc się, stoczyła się po stopniach.
Ale w chwili, gdy, tłocząc się jedni na drugich, zdążaliśmy na platformę, dwa drugie ramiona, mignąwszy w powietrzu, powaliły stojącego przed kapitanem Nemo majtka i z nieprzepartą siłą porwały go do góry.
Kapitan z okrzykiem zgrozy rzucił się na platformę. Poskoczyliśmy tuż za nim.
Co za okropna scena! Nieszczęsny, pochwycony macką i przylgnięty do jej baniek, kołysał się w powietrzu za wolą tej ogromnej trąby. Chrapał, dusił, wołał: — Ratunku! Wyrazy, te wymówione po francusku, wprawiły mnie w głębokie osłupienie! Miałem więc na statku rodaka, może kilku...
Ah! to rozdzierające wołanie! będę je słyszał przez całe życie.
Nieszczęśliwy był zgubiony. Cóż mogło wyzwolić go z tego silnego uścisku. Jednakże kapitan Nemo rzucił się na mątwę i cięciem siekiery odrąbał jeszcze jedno ramię. Porucznik walczył zaciekle przeciw potworom, pełzającym po bokach Nautilusa. Załoga sypała razami siekier. Kanadyjczyk, Conseil i ja wtłaczaliśmy żelaza w te bryły mięsiste. Silna woń piżma przenikała powietrze. Było to okropne.
Przez chwilę myślałem, że nieszczęsny, oplątany przez mątwę, zostanie oswobodzony od potężnych jej ssawek. Z ośmiu ramion, siedm już było odciętych. Ostatnie, wstrząsając ofiarą jak piórkiem, wiło się w powietrzu. Lecz w chwili, gdy kapitan Nemo i porucznik rzucili się na nie, zwierzę wypuściło słup czarniawej cieczy, wydzielającej się z worka, umieszczonego w brzuchu. Byliśmy przez nią oślepieni; a gdy rozwiała się ta chmura, kałamarnica już znikła, z nią zaś i nieszczęśliwy mój rodak.
Z jakąż wściekłością rzuciliśmy się wówczas na potwory! Byliśmy jak opętani. Dziesięć do dwunastu mątw wdarło się na plat-