Ta strona została uwierzytelniona.
Już była druga z północy — Bartłomiej wracał do domu i leciał po ulicach sam jeden jak odurzony, aż nareście stanął przed bramą.
— Puk, puk, zastukał do drzwi — cicho jak w grobie — puk, puk, znowu powoli, żeby sąsiedzi nie usłyszeli — nie ma nic. Krew P. Bartłomieja zawrzała odrobinę, znowu puk, puk; ani słychu o otwieraniu bramy. Zaczyna więc mocniej, nie