Strona:PL K.F. Pasternak - Mayster Bartłomiey.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

czyma i wyciągając ręce — milcz bo cię zgniotę, i oknem wyrzucę.
Tobiasz zamilkł, powstał powolnie z krzesła i zbliżył się do małego garbatego, który nie wiedząc jeszcze co z tego będzie, cofnął dla wszystkiego parę kroków. Młody muzyk tym czasem chwycił go silnie za kołnierz i milcząc ciągle, bez najmniejszej oznaki gniewu, prowadził go, a raczej wlókł do szafy.
Rupert szamotał się jak mysz w połapce, ale silna ręka go trzymała, musiał się poddać.
— Puść! puść mię, moje serce