— To dobrze... Jak tylko będę w mieście, kupię parę książek; a może w domu są jakie?
— Jest kilka... Do nabożeństwa... żywoty świętych...
— Katarzyna nie mogła zrozumieć, skąd się wzięła nagle ta dobroć, pracowitość, uległość, pokora... Nie mogła zrozumieć, tembardziej że ciągle stała jej na myśli rozmowa z Wickiem, prowadzona przez okienko, obietnica, że on przychodzić będzie nocami i czatować na wyjście swojej ukochanej.
Katarzyna nic nie powiedziała ojcu o tem, co wie, była dla Rózi grzeczna, udawała, że się niczego nie domyśla, ale miała baczne oko na wszystko, co się dzieje, a w nocy sypiała tak czujnie, jak żóraw na czatach.
Psy przez dzień trzymała na uwięzi, żeby nocą były bardziej zajadłe i czujne, dawała im jeść dobrze, sama doglądała, czy wszystkie drzwi pozamykane, nawet wrota wjazdowe tak sztucznie kołkami podpierała, że, ktoby chciał je otworzyć, musiałby się długo namęczyć.
Śpiewalski to zauważył.
— Coś ty — rzekł raz — Kasiu, ogromnie jakoś teraz naszego dobra pilnujesz...
— Mam nie pilnować?! Mówią, że jakiś włóczęga nocami koło wsi myszkuje...
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.
— 103 —