— Przecież ja nic nie mówiłam, ojcze; zapytaliście, co myślę, odpowiedziałam szczerze; żebyście nie byli żądali, nie rzekłabym ani słowa. Uczyniliście podług waszej woli; myślicie podług własnego swojego pomiarkowania — a ja cóż? Ja sobie prosta kobiecina wiejska, taka, jaką była i moja nieboszczka matka. Do ogrodu, do przędziwa, do sierpa, do grabi... ma się rozumieć też do kościoła, do poczciwego kochania, do posłuszeństwa starszym... Zwyczajnie, prosta baba! gdzie mnie sądzić takie panie, jak ojcowa żona. Pewnie, że to nie mój rozum; ale widzicie tatuniu, choć ten mój rozum jest babski, maleńki, krótszy niż włosy, ale jest, więc gdy ojciec pytają, to inszym nie odpowiem, tylko swoim, tylko tym, który mam.
— Więc nie wierzysz, że Rózia teraz lepsza.
— Nie gniewajcie się, ojcze — ale chrzan, choćby go w miodzie gotować, zawsze chrzanem zostanie.
Śpiewalski wyszedł ze stancyi i drzwiami głośno trzasnął, na znak, że zły jest i że mu się mowa córki nie podobała. Katarzyna zaś została sama, jak zawsze smutna, zadumana, do rozmowy niechętna.
Pilnie baczyła ona na Rózię, na jej grzeczność dla ojca, na przymilanie się, uśmiechy, i żal jej było zaślepionego człowieka. Czuła, że w tem
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
— 106 —