Bartłomiej długo się prosić nie dał, tembardziej, że z sąsiadem zawsze w przyjaźni żył i lubili się obadwaj — poszedł tedy do stancyi. Rzucił okiem do koła, widzi odmianę dużą.
Stancya ta sama, ale sprzęty w niej insze, nie gospodarskie, jak dawniej. Zamiast stołu sosnowego na krzyżakach, okrągły bejcowany na czerwono, na nim szmata żółta, w kwiaty wielkie zielone, rychtyk, jak chustka kobieca; — ławek niema, tylko krzesełka z poręczami, też czerwone, zaś przy ścianie zydel nie zydel, ława nie ława, ale też do siedzenia, — długie, z oparciem, z poręczkami, czerwone jak i stół...
Dwa stoliki mniejsze, szafka żółta za szkłem, w niej talerze białe malowane, takież kubki, miski, jakby w kramie, gdzie fajans sprzedają. Komina niema, a na miejscu, gdzie był dawniej, piec stoi kaflany, aż się świeci z nowości, w nim drzwiczki żelazne, najbiedniej dwa ruble warte.
W oknach zielone szmatki wiszą, a na jednym stoliku lampka, nie taka, jak zwyczajnie po wsiach używają, ale z banią szklanną, jak spora dynia...
— Co za odmiana taka?! — pomyślał sobie Jarząbek; jedne tylko obrazy świętych po ścianach, jak wisiały dawniej, tak i teraz wiszą...
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —