Katarzyna przyniosła pożywienie. Napili się sąsiedzi gorzałki, przegryźli chlebem i zabrali się potem porządnie do jedzenia. Było też i do czego. Kasza jaglana ze słoniną, właśnie najlepsze jadło przed podróżą, bo ogromnie człowieka rozgrzewa i długo w nim ciepło utrzymuje.
Gdy zjedli i odsapnęli, Bartłomiej zapytał:
— Dokądże wy się Michale, wybieracie?
— A do Ogonowa, na jarmark.
— Hm... żebyście byli co dobrego, to byście mnie zabrali ze sobą. Mam chęć kożuch sobie kupić, a i dla babiny jaką ciepłą chustkę do okrycia...
Śpiewalski nie zaraz odpowiedział, znać było, że mu żądanie Bartłomieja na rękę nie jest, a nie chciał sąsiadowi takiej małej przysługi odmówić.
— No, — rzekł, — zabrać was to bajki, na furze miejsce jest, a konie uciągną; tylko najgorzej to, że niewiem, jak z powrotem będzie?
— Albo co?
— Bo ja takie, widzicie, mam różne potrzeby, że sam nie wiem, czy powrócę dziś do domu, czy też w dalszą drogę się puszczę.
— Na to wy, Michale, nic nie zważajcie i o powrót mój frasunku nie miejcie. Na jarmarku ludzi nie brak, z kimkolwiek się zabiorę.
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —