Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —

— Skoro tak, to jedźmy, ja tylko ogarnę się cokolwiek.
Rzekłszy to, do drugiej stancji wyszedł, a gdy niezadługo powrócił, Jarząbek aż gębę otworzył ze zdumienia.
Czy Śpiewalski, czy nie Śpiewalski?
Jużcić po twarzy spojrzawszy, — Śpiewalski, ale po sobie... zupełnie co innego.
Buty miał wyczyszczone szuwaksem, aż się świeciły; spodnie jakieś kolorowe, — nie po gospodarsku w cholewy schowane, ale na wierzchu, do samej ziemi; kamizelka, surdut, na szyi szalik wełniany, czerwony, miejską modą, a na to wszystko paltot popielaty przywdział... W ręku kaszkiet trzymał, także osobliwy, z klapkami i guzikiem na wierzchu, oraz laskę z cynową gałą, dużą, jak dobry kartofel.
— Michale! — zawołał Jarząbek, — co to się z wami porobiło? Gdzie wasza sukmana, gdzie buty, gdzie pas?..
— Aha, — odpowiedział Śpiewalski, — pas! A może jeszcze z kaletą, z cygankiem na rzemyku i z krzesiwkiem!?
— Toć nosiliście taki jeszcze na wiosnę...
— Na wiosnę jest co innego, a na jesieni może być co innego. Ot, nie bałamućmy, siadajmy. Parobek już na furze.