— Dziwno mi...
— Dziwujcie się, skoro wasza wola, ale niema czego. Każdy tak robi, jak mu lepiej i jak mu wypada...
Wgramolili się na wasąg, parobek śmignął biczem i tęgie, wypasione koniska pobiegły ostrym kłusem.
Bartłomiej coraz to nieznacznie zerkał na Śpiewalskiego i śmiać mu się chciało i ogromnie ciekawy był, skąd się wzięły zmiany w chacie i w ubraniu, ale pytać się nie śmiał.
— Niech tam! — myślał sobie, — dowiem się ja od ludzi; bez przyczyny nic się nie dzieje.
Sięgnął do kieszeni, wydobył pęcherz z tytuniem, fajkę i pomaleńku zaczął nakładać.
— Dajcie pokój, Bartłomieju, — odezwał się Śpiewalski, — schowajcie fajkę, więcej z nią zachodu, niż pożytku. Zapalcie oto lepiej cygaro. To jest dobra sztuka! Ogryźcie tylko koniuszczek, bo inaczej ciągnąć nie będzie...
— Nowomodna rzecz! — rzekł Jarząbek, — pańskie palenie...
— Lepszeć niż fajka...
— Po prawdzie, to i jedno i drugie licha warto, ale gdy się człek przyzwyczai, to i ćmi bez potrzeby. Ale zdaje mi się, Michale, że
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —