Znany był ten Kieliszkowski na całą okolicę, a że dawał towar dobry, wagę rzetelną, więc wszyscy szli do niego, jak w dym, i groszaki nieśli. Bartłomiej też nie do kogo innego po sprawunek się udał.
Dom Kieliszkowskiego znajdował się niedaleko rynku, na bocznej ulicy; był miejskim obyczajem zbudowany porządnie, malowany, z okienicami, i dzielił się na dwie połowy. Po jednej stronie znajdowała się niby bawarya, niby coś lepszego, niż szynk, ale w gruncie rzeczy szynk, utrzymywany przez szwagra pana Kieliszkowskiego, Macieja Pikułę, po drugiej sklep rzeźnicki.
Podczas jarmarku i na jednej i na drugiej stronie zawsze bywało pełno ludzi, gdyż Pikuła dawał mocną gorzałkę i dobre piwo, a pękaty jego szwagier, a raczej jego żona, starali się, aby było gorące pożywienie dla gości.
Łakomił się nie jeden na barszcz z wędzonką, kiełbasę z kapustą, na schab, na kiszki, tembardziej, że podawano to czysto, na białych talerzach, i nie drogo.
Jarząbek wszedł do rzeźnickiego sklepu, zażądał, co mu było potrzeba, i zanim mu odważyli, rzucił okiem dokoła.
W drugiej stancyi znajdował się Śpiewalski obok córki gospodarza, Rózi, a tak się do niej
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —