Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
— 33 —

— Bo ja wiem. Najgorzej dzieciom. Spodziewały się po ojcu dostać fortunę, a teraz nic nie dostaną.
— Pewnie że nic.
— Zkąd jemu do głowy to przyszło?
— Ha, ha! Wy się pytacie?! To jest nieszczęście, wypadek jest. Czy człowiek wie, skąd może na niego przyjść takie zdarzenie, że, broń Boże, złamie nogę?! Na równej drodze bywają takie nieszczęścia, a ja sam słyszałem za młodu, że jeden starozakonny, zacny człowiek i wielka osoba, miał taki przytrafunek w łóżku, pod pierzyną...
— Jaki przytrafunek?
— Nogę złamał...
— Nie może być!
— Żebym tak szczęście miał! On sobie leżał w cieple, w wygodności, on sobie spoczywał — tymczasem krzyknięto: — gwałtu! pali się! fajer! On się przeląkł, chciał wyskoczyć z łóżka, tymczasem noga mu się zaplątała i... aj, waj! to był brzydki interes. Mnie się zdaje, że Śpiewalskiego rozum też złamał nogę i przez to teraz kuleje. Wszyscy mieszczanie ogonowscy śmieją się z niego, a jak przyjdą do mnie na wódkę, to niema między nimi innej rozmowy, tylko o Śpiewalskim. Oni opowiadają, że tam była wielka heca, cała komedya, jak na jarmarku. Kiedy Śpiewalski powiedział Kieliszkowi, że ma