— W mojem też: raz powiedziałam, że pan Śpiewalski mój kawaler... to mój... ale niema przeznaczenia... niema, nie!..
Znowuż zalała się łzami... Śpiewalski prosił, po rękach całował, zaklinał, żeby powiedziała mu prawdę, ale ta nic, milczała, jak kamień... Dziad o mało nie oszalał... Dopiero na bardzo gorące jego prośby wyjąkała:
— Niema przeznaczenia... bo niema sukni białej, ślubnej... matka sprawić nie chce... każe w różowej do ołtarza iść... a ja nie mogę... boję się, to zły znak... Czyby pan Śpiewalski sam chciał wziąść żonę bez welonu, bez białej sukni?..
— Choćby w zgrzebnym worku, Róziu kochana, wezmę cię moja najmilsza...
— Ja wiem, że pan poczciwy... ale nie mogę, nie mogę... Nie bylibyśmy szczęśliwi... a ja tak pragnę szczęścia i dla siebie i dla pana...
— I dla mnie pragniesz?
— O, pragnę z całej duszy... Co ja bym za to dała, żeby pan był ze mną szczęśliwy, bo pan taki dobry... pan wart szczęścia...
— Ha, jeżeli tylko ta szmata ma na przeszkodzie stać, to nie wzgardź, Róziu... ile ci trzeba — może...
Wydobył z kieszeni duży pugilares i przed dziewczyną położył na stole...
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.
— 40 —