ła akurat, jak młody kartofel łaciak, gdy go baba łyżką blaszaną oskrobie i do wody wrzuci.
Spojrzał stary w lusterko, resztki mydła rękawem z twarzy otarł i do domu Kieliszka się udał.
— Niech będzie pochwalony, — rzekł, — gdzie Rózia!
— Oho! — odrzekł Kieliszek, — śpi jeszcze, dopiero o dziesiątej kazała się obudzić.
— Czy, broń Boże, zasłabła? — zapytał z niepokojem.
— Nie znawca jesteś, panie zięciu — odrzekł Kieliszek. — Każda dziewczyna zawsze chce ładnie wyglądać, a cóż dopiero panna młoda w dzień ślubu. Takie to już usposobienie kobiece. Rózia nie kazała się budzić, bo chce być wywczasowana, świeża, ładna. Rozumiesz, panie zięciu?
— Rozumiem.
— Dla ciebie ona to czyni i, prawdę mówiąc, nie wart jesteś takiej ślicznej żoneczki.
— Widać żem wart, skoro mi ją dajecie — rzekł Śpiewalski z uśmiechem; nagle jednak zamyślił się i spochmurniał. Dostrzegł to Kieliszek.
— Cożeście tak osowiali — zapytał — co wam?
— Et, nic.
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.
— 49 —