i przywiązana żona. Dzieciom o to wcale nie idzie, tylko o wasz majątek, i pewno pogrzeb ojca większąby im uciechę sprawił, aniżeli wesele...
— Święta prawda, ja tak samo myślę, aleć zawsze człowiekowi markotno...
— Śmiać się z tego! Oto, kochany zięciu, smutek precz odrzuć — toć dziś wesele twoje i Rózi byłoby nie miło, gdyby ujrzała, że skrzywiony jesteś, jak środa na piątek. Jadłeś już dziś śniadanie?
— Gdzie tam! Raniuteczko z domu wyjechałem.
— Ja też jeszcze jestem o czczej duszy — trzeba się tedy pożywić. Jest herbata, bo u mnie wszystko elegancko, po nowomodnemu, ale przy dzisiejszym dniu możeby lepiej było inaczej zacząć, dawniejszym sposobem. Gorzałki dobry kieliszek, mięsa kawałek i gorącego barszczu. Co?
— Ano dobrze, niech i tak będzie — rano wstałem, potem zgniewałem się na dzieci, — wszystko się we mnie wzburzyło i teraz głodny jestem, jak wilk.
— Wiem ja, mój kochany zięciu, wiem. Tak to zawsze, jak człowiek głodny, to i zły, a gdy się wyzłości, toby znowu jadł. Zaczekajcież trochę, zawołam szwagra, we trzech raźniej nam będzie...
Przyszedł wnet Pikuła i wszyscy trzej zabrali się do jedzenia, pożywili się zdrowo. Śpiewalski poczerwieniał na twarzy jak gotowany rak.
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.
— 51 —