drzewa wyrosły, że kościoła z poza nich wcale nie widać, tylko wieżyczka ze złoconym krzyżem na wierzchu trochę się nad nie wychyla.
Letnią porą koło kościoła chłód jest przyjemny i cień, bo przez gęstwinę liści słońce się przedrzeć nie może; w lipcu, gdy kwiaty się na lipach pokażą, zapach wielki z nich bije, pszczoły z całej okolicy przylatują i brzęk robią, jakby kto na organie grał cichutko podczas Podniesienia.
Przy kościele plebania, przy niej ogród porządny, dalej dwór, także z ogrodem dużym, a o kilkanaście staj za wsią cmentarz, zadrzewiony, jak gaj.
Mówią, że przed laty w Przytusze był proboszcz, wielki znawca i miłośnik ogrodów: sam on drzewka sadził i innych do sadzenia zachęcał i tak tę całą wioseczkę ocienił, przyozdobił, umaił, że naprawdę wygląda ona latem, niby w wielkim morzu zieloności zanurzona.
Za wsią pola się ciągną i łąki, ładne łąki, środkiem nich rzeczka się wije i toczy swoje czyste fale do stawu; tam zaś cała ta woda, ujęta w groble, pogródki, szluzy, stawidła, zaprzęgnięta jest do pracy i, rada nie rada, musi młyńskie koła obracać na pożytek ludzi...
Buntuje się ona, huczy, pieni, złości, czasem nawet, jak jej siły przybędzie, potrafi groblę zerwać, al-
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/6
Ta strona została uwierzytelniona.
— 4 —