nie zwracał, pragnęła, aby coprędzej rozpoczęły się tańce, aby dziewczęta, widząc jej strój, zieleniały z zazdrości, aby młodzi kawalerowie dobijali się o nią. Rzucała niespokojne spojrzenia na sąsiednią stancyę, czekając, rychło-li rozpocznie się prawdziwa zabawa.
Nareszcie doczekała się.
Żydzi zaczęli grać polkę, goście wstawali od stołów. Śpiewalski, zatrzymany przez Kieliszka pozostał jeszcze, a młoda jego żonka kręciła się po drugiej izbie, w objęciach młodego wysmukłego chłopaka, o ognistych oczach i włosach czarnych, jak noc... On przyciskał ją mocno do siebie i szeptał:
— Przepadło, wszystko przepadło.
— Cicho, cicho... Wicek, nie mów tak...
— Gdzież ja cię znajdę, żebym chociaż popatrzeć mógł czasem na ciebie.
— Poczekaj... puść, siądźmy... oddychać nie mogę...
— Jeszcze, chwilę, Róziu! — prosił — chwilę tylko, to całe moje szczęście.
Ona spojrzała na niego, uśmiechnęła się i rzekła:
— Głupiś ty Wicek... wiesz dobrze, że przychylną ci byłam, jestem i będę. Nie zostałam twoją, bo majątku niemasz, a mój ojciec bogatego zięcia szukał. Musiało tak się stać. Czy tobie się
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.
— 59 —