Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
— 65 —

i bogaty, i jak mówią porządny — czem sobie głowę zaprzątnął? Taką Róźką! Ani ona majątku nie ma, ani gospodarna, ani nic. Nie lubię ja nikogo obmawiać, wiadomo pani, że o każdym zawsze jak najlepiej się odzywam — ale tę dziewczynę znam, jak zły grosz, od małego. Do roboty wałkoń pierwszej próby, kijem nie napędzi; w urodzie swojej zaufana, tylko w lusterkoby patrzyła, choćby cały dzień, a na zabawę, na tańce... oj, moja pani kochana, opowiedzieć trudno. No, a przytem ten Wicek... Ja obmawiać nie lubię, ale oni się mają ku sobie nie od dzisiejszego dnia, nieraz na swoje oczy widziałam, jak szeptali po kątach.
— Moja pani, cóż nam do tego?.. Śpiewalski przecież nie młodzik, wie, co robi...
— Zapewne, że nam do tego nic i mnie to ani ziębi, ani grzeje. Zna mnie pani, że nigdy w życiu do cudzych interesów się nie mieszam... nosa, gdzie nie trzeba, nie wścibiam i palca między drzwi nie kładę. Ożenił się to się ożenił; poszła za mąż to sobie poszła, niech ich tam... ale w tym razie nie mogę wytrzymać, muszę pani, jako najlepszej przyjaciółce, powiedzieć, że wszystko burzy się we mnie... że kipi, jak w garnku. Raz, szkoda mi jego, który, choć niemłody, ale bogaty i zdaje się dobry — mógłby jakiej dziewczynie statecznej,