takie obrzydzenie do trunków, że gdyby mógł, toby porozbijał wszystkie beczki i flaszki, jakie są na świecie... Spojrzał w lusterko na ścianie wiszące i własnego obrazu się przeląkł... Twarz zmięta, oczy w podkowach, czerwone, jak u królika, włosy w nieładzie. Raz jeszcze umył się i dla odetchnienia świeższem powietrzem na ulicę wyszedł. Akurat na Anioł Pański dzwoniono, Śpiewalski westchnął i powlókł się ku kościołowi.
Drzwi główne zastał otwarte, gdyż dziad porządki czynił i zamiatał, ale prócz tego dziada, żywego ducha w kościele nie było.
— Dziadku! — szepnął Śpiewalski do kościelnego.
— A co?
— Nie zamykacie jeszcze?
— Nie zamknę, dopóki nie skończę sprzątać. Na cóż wam to wiedzieć?
— Ot, chciałbym pacierz zmówić przed ołtarzem.
— Broni wam kto? Owszem, owszem, módlcie się i niech was Bóg miłosierny wysłucha.
Dziad przy drzwiach zamiatał, Śpiewalski przed wielki ołtarz poszedł, padł na kolana przy baryerze, bił się w piersi z wielką pokorą, korzył się przed majestatem Bożym, błagając o grzechów odpuszcze-
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.
— 70 —