— A no... niby...
— Zapomnieliście już?
— Nie, tylko że co innego miałem na głowie.
— Trzeba wam wiedzieć, że teraz w Prusach ogromnie wieprze podrożały, a u nas tanie są. Kupiwszy, można odrazu wielkie pieniądze zarobić.
— To aż do Prus chcecie jechać?
— Na co? Partyę zgromadzić, na kolej i do Warszawy; tam od ręki się sprzeda dla zagranicznych kupców. Wziąwszy pieniądze, znów dalej po jarmarkach, znów kupno, partya na wagony i do Warszawy, znów świeży grosz — i znów na jarmarki. Śliczna rzecz, majątek można zbić znaczny. Pikuła do naszej spółki przystanie i tak ci nam ruble będą się sypały w garście, jak otręby we młynie. Ja, bo widzicie kochany zięciu, chciałbym się grubo dorobić; w Warszawiebym osiadł na stare lata, serdelki i salcesony sprzedawał, a dobre piwko popijał — a i tobie, kochany zięciu, godziłoby się już nie o kolonii, ale o folwarczku pomyśleć. To wszystko handel może nam dać, byle mieć trochę groszowiny na początek. Ja przyznam się, że teraz nie jestem przy pieniądzach, wyczerpałem się, ale Pikuła chłop ciepły i tobie, panie zięciu, też nie brak. Za to ja dam do współki moją głowę i znawstwo, bo już nie chwaląc się, abym
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.
— 74 —