— Gospodarzy we wsi nie brak, poproszę którego...
— A ja mówię, zostań!.. Ojciec każe! Jesteś młoda wdowa, z ojcowskiego domu za mąż wyjdziesz, po cudzych kątach wycierać się nie pozwolę... Zastanów że się kobieto... takaś to córka, że mi wstyd chcesz czynić?
— Czem wstyd? Nie uczyniłam ja nic takiego, żebym się miała za to rumienić.
— Ale mnie, staremu ojcu! — Ej, Kasiu, dodał, zniżając głos i prawie prosząc — uważaj że ty trochę i na mnie. Chcesz koniecznie odejść — dobrze, ale nie tak nagle, nie zaraz. Toć powiedzieliby, że cię Rózia pierwszego dnia z domu wypędziła — a i tak dość już sobie mojem przezwiskiem zębów nawycierali.
— Oj, że wycierali, to wycierali, — odrzekła z westchnieniem, — aż uszy bolały słuchać...
— Teraz przestaną...
— Skądże by?
— Ja jestem na miejscu i będę siedział w domu, a że zaś Rózia została moją żoną, mam prawo za nią się ująć... I niech no tylko co usłyszę, dam jednemu i drugiemu po łbie kijem, to wnet języki przestaną ich świerzbić. Ciebie proszę,
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —