— Ha! toś nie obiecywał, że sześćset rubli na handel mi dasz, to nie mam na to świadków?! Ty myślisz, że oni nie poświadczą, nie przysięgną! Ha, ha... zgubić kogo, to bardzo łatwo.
— Róziu! krzyknął Śpiewalski, chodź-że tu, słyszysz? Toć jako moja żona, powiedz im, co oni czynią. Czy oszaleli, czy co? Słyszałaś co tu było?
— Słyszałam, odrzekła, a na twarz jej wystąpiły mocne, gorące rumieńce, w oczach zamigotały iskry, znać było, że kipi w niej i że lada chwila gniewem wielkim wybuchnie.
Rozradował się stary w swojem niespodzianem zmartwieniu, gdyż zdawało mu się, że to jego krzywda tak oburzyła Rózię, że ta kobieta, jako jego prawa, przywiązana żona, ujmie się za nim i bronić go będzie, — aliści rozradowanie krótko trwało.
Rózia stała przez chwilę wyprostowana, gniewem wzburzona, poruszyła kilkakrotnie ustami, jakby chcąc dużo powietrza w płuca złapać, a potem zwróciła się do ojca i wybuchnęła, jak piekło.
— Ha! macie; macie teraz, ojcze i wujaszku! Sprzedaliście mnie staremu dziadowi, jak cielę na jarmarku... i ja dałam się sprzedać dla waszego dobra... Ale skoro już miało się tak stać, to trzeba było mnie sprzedać dobrze i mądrze, a wyście mnie
Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.
— 94 —