Strona:PL K Junosza Na łożu śmierci from Rola Y1885 No31 page369 part2.png

Ta strona została skorygowana.

Ciężko zgnębiony wrażeniami nocy ubiegłej, nie czuł nawet znużenia, nie dał starym kościom wypocząć. Myśl jego cofnęła się w przeszłość, w ubiegłe chwile życia i przypomniała mu się dziecinna, uśmiechnięta, rumiana twarzyczka wesołego dziecięcia, najmłodszego brata, który był Banjaminkiem rodziny. Ks. Wincenty był od tego brata przeszło o lat dwadzieścia starszy, dopomagał mu, kierował jego edukacyą — a później gdy już ten brat sam na siebie pracował... stał się fakt niepodobny do wiary — a jednak prawdziwy... Zamordowała go skrytobójcza ręka, niewiadomo za co, dla jakiego powodu. Dziś właśnie obowiązek powołał go do łoża konającego mordercy... i ksiądz Wincenty, jako chrześcianin przebaczył...
Przebaczył — a nazwisko mordercy zachował w tajemnicy.
Znękany, zmęczony okropnemi wrażeniami, poszedł do kościoła i długo, długo się modlił, i w tej właśnie cichej, a gorącej modlitwie prosił o przebaczenie dla zbrodniarza... o przebaczenie dla mordercy, który krwią jego brata splamił swoje ręce...
Czyż może być modlitwa szlachetniejsza?
Gdy powrócił z kościoła i wypoczął, posilił się nieco, w drzwiach pokoju ukazała się blada, wysoka kobieta. — Twarz jej miała wyraz spokojny, ale w oczach nie malowało się już owo nieme pytanie. Czyżby po dwudziestu dwóch latach — znalazła na nie odpowiedź...
Kobieta skłoniła się w milczeniu — ksiądz wpatrywał się w nią bacznie i dość długo... wszakże to jego bratowa niedoszła... Po chwili milczenia rzekła:
— Księże proboszczu dobrodzieju, przychodzę z wielką prośbą.
— Zapewne względem pogrzebu.
— Tak jest — trzeba go pochować — ale głównie o co innego mi idzie...
— O cóż? usiądź moja kobieto mów proszę.
Usiadła przy drzwiach na krzesełku i zaczęła mówić:
— Nie mam dzieci — nie mam krewnych i nie mam co tu robić w tych stronach... Oto przyniosłam tu kilka tysięcy w gotówce...
— Na co?
— Zaraz — i oprócz tego chciałam prosić księdza proboszcza o przyjęcie upoważnienia do sprzedaży naszej kolonii. Gotówkę i to co za kolonię dostać będzie można — przeznaczam na odnowienie kościoła — w części na wsparcia dla biednych, według nznania księdza proboszcza.
— A sama? cóż sama robić będziesz, bez opieki bez rodziny, bez grosza...
— Ja pojadę w strony rodzinne pod Kraków?
— I do kogo tam pojedziesz nieszczęśliwa, kiedy nie masz, jak sama mówisz, ani krewnych ani dzieci.
— Zapomniałam powiedzieć — mam tam groby rodziców i prócz tego jeszcze jeden grób, na którym nikt nie zapłacze prócz mnie.
Ksiądz westchnął...