Strona:PL K Junosza W lesie from Nowiny gazeta świąteczna Y1878 No5 page2 part3.png

Ta strona została uwierzytelniona.

— I buraczek śliczny, taki czerwony, ćwikłowy.
— Doprawdy? proszę! a pan Wincenty co jest? gniewam się na pana.
— Gniewa się pani? żebym choć wiedział za co?
— Bo pan z chorego stryja się wyśmiewasz, mnie nazywasz burakiem i jesteś niedobry.
— A ja pannę Manię pocałuję na zgodę.
— Obejdzie się, nie codzień Niedziela.
— A to ja sobie pójdę, niemiła księdzu ofiara...
— To idź cielę do domu.
— Tak... co panna powiedziała?
— Pomogłam panu dokończyć.
— Uniżony sługa... żegnam panią.
— Przyjdzie koza do woza..
— Jutro...
— Ej! chyba jeszcze dziś.
— Bardzo wątpię... żegnam panią.
— Szczęśliwej podróży.
Wicek poszedł, obejrzał się jeszcze raz i drugi, chciał się wrócić, ale coś mu szeptało żeby był twardy i niewzruszony jak głaz.
Mania dalej zbierała grzyby, wszakże pomimo tego piękne jej oczy śledziły odchodzącego, nareszcie łezka zabłysła w tych oczach... zerwała się, wyprostowała i zawołała głośno...
— Wicuś! Wicuś, wracaj się zaraz!
Wicek czekał tylko tego rozkazu i jednym skokiem był już na dawnem swojem stanowisku.
I rozpoczęła się rozmowa, którą nazwać można gruchaniem dwóch turkawek i świegotaniem ptasząt...
Powietrze było czyste, woda czysta w poblizkiem zródle i rozmowa i miłość tych dwojga młodych ludzi również była czystą.
Gdybyście jak ja siedzieli wówczas pod dębem, bylibyście łatwo mogli podsłuchać, jak Mania z oczami łez pełnemi zwierzała Wickowi