Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

Z uśmiechem przyjaznym ukłoniła się i stanęła przy drzwiach; panienki powitały ją hałaśliwie:
— Królowa obwarzanków!
— Ptysiowa!
— Pewno pączki ma i babki z kremem.
— Królowo! mnie parę babek...
— Mnie pączków, mnie!
— Tylko prędzej, boście się spóźnili, i teraz nie zdążymy pewno zjeść.
— Przepraszam! tłómaczyła się kobieta, nazwana królową. Człowiek też kłopoty swoje ma i od zmartwień wolnym nie jest, więc czasem, pomimo chęci najszczerszej, wolnym nie jest i od tego, aby czegoś złego nie zrobił. Niech panienki łaskawie darują.
— Ależ co znowu! nic się nie stało!... — upewniały dziewczynki, zaglądając do koszyków, napełnionych ulubionemi przysmakami. — Lepiej późno niż wcale, bo ponieważ my starsze dałyśmy sobie słowo, że tylko u was kupować będziemy, a z domu prawie żadna nic nie przynosi, więc jeść się chce, aż strach!
— Co tam nowego macie? co to jest? Aaa! ciastka ptysiowe, świeżutkie, jeszcze ciepłe, jak mamę kocham!