Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

jutra, niby wiatru w polu. Tak źle, tak też niedobrze Albo przyniesiesz pani cały kram do domu, albo i kosze będziesz miała lekkie i sakwę próżną.
Jednak nie zgadły; choć bardzo przezorne i ostrożne, nie umiały wykalkulować. Dopiero trzy miesiące upłynęło od czasu, jak ona swój handel prowadzi, a już sporo grosza zarobiła. Nie umiałaby wprawdzie z całą dokładnością obliczyć — gdzież jej tam!... na literach się mało zna, jeszcze mniej na liczbach.
Ale panienka przecież wyrachowała wszystko co do odrobiny. Rubel na rublu prawie przybył; aż wstyd obdzierać!... gdyby nie to, że same powiadają: „Tak zawsze jest, tak się płaci po cukierniach“ nigdyby nie śmiała... Opowiedzieć komu, jak to się zrobiło i jak do tego doszło?... któżby dał wiarę? Zrządzenie Boskie, cudowne, niesłychane... opatrzność Boska, nic innego.
— Sieroteńki moje — powtarza i szparkim krokiem, wzruszona, sunie tuż koło murów, aby ludzi koszami nie potrącać, nikomu nie być zawadą i sobie drogi nie opóźniać. — Sieroteńki złote!....
Długo myślała, długo łamała sobie głowę, aż tu Bóg miłosierny, Bóg sam, za rękę ją poprowadził i prowadzi szczęśliwie po tem mieście wielkiem, co