niby mrowisko ogromne, strasznem człowiekowi prostemu się wydaje...
— Już wam nie straszno teraz, dzieciny moje drogie, już wam dobrze będzie, szepcze w duchu i uśmiech ma na twarzy.
Ona też była sierotą, gdy starsza pani, rodzona babcia tych niewiniątek, ulitowała się i wzięła ją do dworu. Od złej macochy ją wzięła, ojcu wytłómaczyła z wielką biedą, przeperswadowała, by pozwolić zechciał i już nie puściła, aż w ręce mężowskie. Maciejowi Królowi ją oddała, co choć gruntu swojego nie miał, ale był chłop godny; jeszcze wywianowała, jak się patrzy, potem trzymała dwoje dzieciątek do Chrztu świętego. Bóg miłosierny dzieci nie uchował, zabrał też Macieja... Błogosławiona Jego wola i mądrość nad wszelkie mądrości, — bo oto przyszedł czas, że ona jest potrzebna wnukom dobrodziejów swoich i panów, że za wszystko co robili dla niej, odpłacić im musi.
I takiem szczęściem Bóg ją obdarzył, tak łaską swoją oświecił, że sama, bez pomocy niczyjej, wynalazła do tego drogę, nawet nie trudną, bo prostą jak strzelił, że tylko iść przed siebie, choćby omackiem, a nie zabłądzi.
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/16
Ta strona została skorygowana.