— Niby niedawno — rozmyśla babina, mijając przechodniów, którym widać pilno, bo wszyscy biegną, jak gdyby ich kto gonił — niby niedawno, a gdzież ci państwo, ten dwór z pięknemi pokojami, ogrodem, sadem, gdzie las pełen chojaków, co wśród zimy najcięższej zielonością swoją się pyszniły i wyzierały z pod śniegu — dębów, co szumiały gęstym liściem a gwarzyły?... Dom niepodobny do dawnego domu, ogród na kawałki podzielony, chojaki i dęby w pień wycięte, a państwo, het! wszyscy, pod brzozą płaczącą na wieczny sen się układli...
Tylko sierotek dwoje Bóg pozostawił — tylko dwoje. Odeszła od nich matka, opłakawszy rodziców swoich, a potem męża — znalazł się jeden poczciwy krewny, który sierotki przygarnął, ale nie mają przy sobie nikogo, tylko ją, dawniej sługę, dziś opiekunkę jedyną.
Lecz nie stanie im się krzywda, nie poczują biedy — teraz napewno rzec można, iż nie poczują chudziaki. Matuchna tam pod brzozą białą niech śpi spokojnie — szmer listków do snu wiecznego śpiewa jej latem, zimą wiatr szumi, jak gdyby wołał: lulaj-że, lulaj!... Może też spać i ojciec, co gdy ostatni raz
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/17
Ta strona została skorygowana.