— Ale może to wy jesteście Maciejowa? — dodał po chwili głosem tak serdecznym, i tak poczciwie patrząc jej w oczy, że już nie była zdolna powstrzymać łkania, które ją dławiło. — To wy? — powtórzył — nie płaczcie, proszę was. Wyciągnął do niej rękę, lecz usunął z żywością, gdy całować chciała. Kazał rozpłakanej kobiecie usiąść, wypytywał o wszystko, tłómaczył, że ci ludzie, którym złorzeczyła, odbierali w ten sposób swoją własność, że inaczej być nie mogło, prędzej lub później.
— Jestem bratem stryjecznym Kazia — powiedział w końcu — stryjeczno-stryjecznym, ściśle mówiąc. Uważam się jednak za bardzo blizkiego, gdyż sieroty po Kaziu więcej krewnych ani ze strony ojca, ani ze strony matki nie mają.
Ona całowała nieznajomego pana po rękach, obejmowała za nogi, — śmiała się i płakała naprzemian.
— Więc te dzieciątka biedne mają kogoś! mają!... nie zabiorą ich sąsiedzi po jednemu — nie rozłączą siostry z bratem, ani brata z siostrą, by przez całe życie chowali się osobno, nie wiedząc, nie czując, że jedna matka ich karmiła, jeden ojciec przed śmiercią
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/22
Ta strona została skorygowana.