stryjcia trzeba czekać. Chłopuś biegał za nią, wskazywał paluszkami i mówił po swojemu:
— Steli, pęć, dwa, osiem...
Zdawało się, że zawsze tak będzie, bo czegóż chcieć przy zdrowiu dobrem i kawałku chleba. Miasteczko, dawniej szkaradne, nieznośne, stało się dla niej, Maciejowej, prawie tak drogiem, jak Borki; ukochała ten kąt, niby swój rodzinny. Gospodarstwo szło dobrze, mieli na zbycie trochę mleka, ogród dawał kartofle, warzywo, jabłka, śliwki, gruszki — sprzedali od czasu do czasu nieco drobiu — czegóż więcej pragnąć?... Wiosną siać, latem i jesienią zbierać, dobytku pilnować i siedzieć cicho.
Prosty człowiek tak by zrobił, ale to przecież państwo! Oni mają obowiązki inne, inne żądania. Raz, w wieczór, pan do swego pokoju ją zawołał i rzekł ni stąd ni zowąd:
— Ciunia musi iść na pensyę, trzeba pomyśleć o ubraniu dla niej, a zwłaszcza o bieliźnie. Po wakacyach jedzie do Warszawy.
— Chryste! — krzyknęła w głos. — Do Warszawy? takie dziecko samo, bez opieki?
— Nie samo, ponieważ ją odwiozę i oddam w rę-
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/27
Ta strona została skorygowana.