Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

ce ludzi uczciwych, znajomych, a nie takie dziecko, jak wam się zdaję, bo skończyła już dwunasty rok...
— Dwunasty? nie, pan chyba się przeliczył? Zkądże dwunasty?...
— Policzcie sami, bardzo proszę.
— Pięć miała, gdyśmy zjechali tutaj — pięć i miesięcy dwa. Zaraz... zaraz. W drugim roku pan kupił krowę; cielę sprzedaliśmy w trzecim i łaciastą jałówkę wziął pan od burmistrza. Łysa po łaciastej, ma teraz cztery, tak, cztery. Matko Boska! to całe siedm! Skąd się wzięło?... byłabym dała rękę sobie odjąć, że niema pięciu.
— Z tego wynika, że powiedziałem prawdę i że koniecznym jest wyjazd Ciuni. Uczyłem ją, ile mogłem, pomagał mi ksiądz, trochę doktorowa; wszyscy przyznają, że dziecko dość umie, ale trzeba umieć znacznie więcej, żeby z tej nauki mógł być w przyszłości kawałek chleba. Ciężko mi rozłączać się z Ciunią, lecz innej rady nie widzę. Gdybym przyjął nauczycielkę, wypadałoby mieszkanie powiększyć, różne rzeczy sprawić, a tu za rok najdalej trzeba oddać do szkół chłopca — nowy kłopot. Niech więc pojedzie