spali. Dziesięć robót zaczęła, zanim pan się obudził, nie skończyła żadnej. Wszystko z rąk jej leciało, czuła, że jest nieprzytomna. Oszalałą też była z radości i uciechy. Wytłumaczyła panu — pan usłuchał.
— Macie racyę — mówił; fundusz jest nieduży, z tego, bowiem, co po nieboszce dzieciom pozostało, wolno tylko wydawać procent, ale prowadząc tutaj gospodarstwo i wysyłając do Warszawy masło, jaja, mięso, wędlinę, może wypadnie taniej. Ugotujecie im, dopilnujecie wszystkiego; Romek do szkół się przysposobi tymczasem — tak, macie racyę. Zostawcie mi tylko na swoje miejsce kobietę znajomą, trzeźwą i roztropną, a radę sobie dam.
Tak mówił, choć zbladł w pierwszej chwili, gdy zaczęła mu tłómaczyć, — później długo chodził po pokoju i rozmyślał.
Spróbujmy! — rzekł nareszcie — w pierwszym roku się okaże, czy zły wasz projekt, czy też dobry. Dla dzieci w każdym razie dobry, dodał ciszej trochę, a głos mu drżał leciutko. Maleństwa, biedaki!... trzeba im kogoś, ktoby je kochał całem sercem i doglądał troskliwie. Od ludzi obcych zadużo wymagać nie sposób.
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/30
Ta strona została skorygowana.