Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

Nie sposób, ani rusz! Tyle rozmaitego drobiazgu na podwórzu — jedno płacze, drugie śpiewa, starsze grę jakąś urządzają; krzyczy „handel,“ drze się kościarka, kołacze bednarz, dzwoni nożownik.
Ciunia zaraz woła, ręce łamiąc:
— Ach Boże, Boże! trzy błędy zrobiłam, muszę snowu przepisywać...
— Dlaczego, jagódko moja?
— Sama nie wiem. Ale taki krzyk, taki hałas — oj, Boże! Boże!
Niema rady, trzeba okno zamknąć. Zamyka. Romuś w płacz. Utula go, całuje, przerażona jest, że pewno zasłabł, bo czegóżby płakał?...
— Synku najdroższy — prosi, — nie płacz, nie płacz! Do łóżeczka sama zaniosę...
— Nie, nie! — woła Romuś — ja chcę patrzyć, do łóżeczka nie pójdę. Oni tak ślicznie się bawią, — patrz, nianiu! oni w wojsko się bawią, czapki złote mają, pałasze...
— Gdzie zaś! zwyczajne patyki.
— Nie, nie, pałasze! Słyszałem, jak ten duży mówił...
Wytłómacz tu dziecku!