Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

Ono innemi oczami patrzy, widzi wszystko, co chce widzieć, co sobie w głowinie młodziutkiej przedstawia. Czapki papierowe, drewniane pałasze, były dla Romcia czemś tak ślicznem, że aby tylko chłopcy się pokazali, całemi godzinami siedział w oknie, na podwórko się wychylał i patrzył, patrzył...
Jakże więc biedakowi okno zamykać, ulubioną rozrywkę odbierać umyślnie.
A znowu Tecia.
Tak źle, tak jeszcze gorzej; co jednemu jest radością, — drugiemu przeszkodą, a pokój tylko jeden, okien też więcej niema.
Kuchenka żadnego widoku nie daje: między murami wgłąb wsunięte, zupełnie jak ślepiec, nieborak, co chociaż patrzy — nic nie widzi. Gdy było trochę czasu, ona, Maciejowa, wychodziła z Romciem, siadali na schodach oficyny i tu już chłopczyk używał miłego widoku, ile chciał. Potem, gdy wrócili, opowiadał Teci, jaka walna bitwa stoczoną została, ilu żołnierzy nieprzyjacielskich do niewoli wzięto, jaki był gwałt, rąbanina, hałas.
Rączkami wymachiwał, rozpłomieniony, przejęty,