jak gdyby nie o zabawę szło, lecz o wojnę rzeczywistą. Teciunia śmiała się.
— Wojak, wojak! — powtarzała przekornie. Pałasz papierowy ci zrobię, z głowy cukru kaptur zdejmę, dopiero będzie ładny szyszak! Chcesz? Zaraz cię ubiorę i uzbroję; na poczekaniu zostaniesz żołnierzem.
Ale Romuś nie chciał. Skąd tam dziewczynie o podobnych rzeczach wiedzieć? ani ma pojęcie, z czego co się robi. Pałasz papierowy, gdy chłopcy mają takie mocne, wyrobione z drzewa i pewno ostre jak brzytwy; — kapelusz z tektury, szary, prawie czarny, a co za brzydka forma! gdy oni mają zgrabne, błyszczące srebrem lub złotem. Nie tylko Romuś, ale żaden chłopak nie chciałby pałasza, zrobionego przez dziewczynę, ani czapki, co przed chwilą jeszcze na głowie cukru siedziała.
— Już on się postara o broń i o czapkę, — zapewniał, wierząc silnie, że tak być musi, potem do wojska pójdzie, całemi dniami na gonitwie i mustrze czas mu będzie schodził. Okropną wojnę zrobią, tak, że aż strach! jeńców wezmą, fortecę zburzą, kamienie i cegły zaścielą pół podwórka.
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/35
Ta strona została skorygowana.