Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

— Zobaczysz — chwalił się, a rumieńce na twarz mu wystąpiły. — Zobaczysz, Teciuniu!
I byłby słowa dotrzymał, taki zawzięty jest, że co postanowi, musi wykonać, ale ni stąd ni zowąd wojsko się rozprzęgło, rozleciało.
Najprzód, cały niemal tydzień, było go dużo więcej — na podwórku hałas, że gdy Ciunia z pensyi przyszła, ani na chwilę okna nie otwierano; czapki jeszcze bogatsze, pałaszy kilka z blachy prawdziwej, a jeden chłopak z chorągwią biegał. Mieli nawet bębny i trąbki.
Kiedy zagrali pierwszy raz, Romuś ledwie oknem do nich nie wyskoczył. Maciejowa musiała pranie rzucić, i pobiegli na podwórko. Patrzyć jednak długo nie mogli; między chłopakami jeden szkaradny był: ciągle się wykrzywiał, pokazywał język, dzidą drewnianą Romusia straszył, a gdy Maciejowa za dzieckiem się ujęła — przykro nawet wspomnieć — od starych bab jej nawymyślał i do sieni wypchnął.
Romuś łzami rzewnemi płakał, ledwie go uspokoić mogła bajką, ze wszystkich, jakie umie, najdłuższą i przez Romcia najwięcej lubianą: o wilku żelaznym. Po obiedzie zaraz na ulicę wyszli; Romuś bo-