Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

gatym sklepom się przygląda, koniom, które nad życie lubi, dzieciom, powozom — o wojsku zapomniał, z czego ona, Maciejowa, bardzo się cieszyła. Gdy do domu wrócił, nad książką zasiadł; trochę Ciunia mu pomagagała; dobrą godzinę cierpliwie, rozważnie, jak stary, po papierze piórkiem skrobał, wreszcie chleba z masłem trochę przegryzł i spać się położył.
Przez dni następne już tylko w oknie siedział; choć zamknięte było, wciąż patrzył.
Nawet zamknięte wolał, bo ów nieznośny chłopak i tu go znalazł. Niby strzelać chciał, celował do Romusia i krzyczał, aż huczało w uszach. Utrapienie Maciejowa miała z tym „bisurmanem.“
Już nie wiedziała, co robić.
Chyba do przyjaciela pańskiego pójdzie i przed nim się poskarży; taki znaczny pan da przecież radę i pomoc. Inaczej głowę przyjdzie stracić, chwili spokojnej niema. — Co tu się wyrabia w tym domu!...
Pod wieczór, ogarnąwszy się trochę, wybiegła do sklepiku. Niech sklepikarka sama powie, czy iść czy nie iść. A może pan się rozgniewa, obrazi? Niech ona powie.
Chryste, co się dzieje!... cała sień pełna ludzi, na