Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

napróżno wyrzucać. Poco straż? co ona tu robić będzie? ogień ugaszony.
To mówiąc, biegł w kierunku bramy i rękami machał. Zastąpiła mu drogę chuda jejmość, rzuciła się do nóg, tuż przy niej dwoje dzieci.
— Panie złocisty! — krzyczała z całych sił — gospodarzem tu jesteś. Chłop mój w Ameryce, pięcioro drobiazgu — nie daj nam zginąć! Każdy się ratuje, bo każdy pomoc ma, a ja, sama jedna kobieta, głowę tracę i nie wiem, co robić! Chyba młodsze oknem na dół spuszczę, jeśli jeszcze żyją... Pewno schody już spalone! o, ja nieszczęśliwa!...
Nowy obłok dymu zaciemnił podwórko. Mateusz, czerwony, jak piwonia, przepychał się przez tłum na wezwanie gospodarza, który wołał:
— Weź-że tę babę! Dostała obłędu, czy też nie miała nigdy zdrowych pięciu klepek; weź-że ją prędzej! Muszę ze strażą się rozmówić, a ta mnie trzyma, jak w kleszczach. Kobieta, oderwać się nie dając, powtarzała z krzykiem:
— Mój chłop w Ameryce! pięcioro maku!... panie złocisty ratuj, pomoc daj! O, ja nieszczęśliwa!...