Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

nowaniem wielkiem składała książki i kajety, które Romuś, mało przywykły do pamiętania o sobie, rozrzucać lubił; gdy „wylał się“ atrament, gotowa była płakać; stalówki zużyte chowała „na wypadek.“ A nuż wyschnąwszy, wyleżawszy się spokojnie, znowu będą dobre i do użytku zdatne? Każdego grosza szkoda — trzeba oszczędzać. Oj, oszczędzać! tak to się mówi. Gdzieby w tem mieścisku ogromnem kto zaoszczędził? pieniądze lecą wciąż, płyną jak woda: rano, w południe i wieczorem trzeba rękę w kieszeni trzymać. Zdaje ci się, że niby rubla masz, choć zmieniony na drobne i niezupełnie cały, ale jest — ledwie się obejrzysz, oho! — wyfrunął.
Na Boże Narodzenie pan Teodor swoich wychowańców odwiedził.
Jak też wesoło święta przeszły! tylko mignęły się!
Dzieci dostały na kolendę nowe ubrania, ona, Maciejowa, dużą chustkę, ciepłą, że niczem kożuch. Aż z Białegostoku dla niej przywieziona naumyślnie, bo tam sławne fabryki są, a jedną przyjaciel pana ma pod swoim zarządem.
Do kolacyi, na Wigilię, siąść jej przy sobie kazali, choć wypraszała się, tłómaczyła. Nawet, szczerze mó-