zapłacone, niech tam jeszcze... Przyślę trochę grosza, jak tylko przyjadę. Dzieci mi żal, a także i was. Poczekajmy...
Wyjechał. Na cały kwartał ciężką niedolę odłożyli, lecz ona, Maciejowa, rozumiała, że wszystko skończone. Postanowiła zwolna dzieci przyzwyczajać, by więcej oglądały się na siebie, pamiętały o swoich rzeczach; gdy stara niańka ich opuści, muszą sobie radzić bez niej, to trudno...
— Ani Tecia, ani Romuś małemi dziećmi nie są — powtarzała z uporem, jak człowiek niepewny czegoś, pragnący jednak to w siebie wmówić. Ponieważ dziećmi nie są, wolno panu oddać ich do ludzi, nietylko wolno, lecz trzeba. Między obcymi każdy doświadczenia nabywa prędzej, uczy się, jak złych unikać, dobrym się zasłużyć. I to nauka... kto wie, czy nie najważniejsza z nauk, niech więc biedaki się uczą.
Tydzień za tygodniem upływał bez żadnej zmiany; pan pieniądze przysłał, mieli wszystko, co im potrzebne; chociaż oszczędnie bardzo — mieli jednak. Ale grosz topniał w rękach, wymykał się, jak złodziej; kupowali teraz każdą rzecz i płacili ceny wysokie, warszawskie. Ona, Maciejowa, ledwie mogła wytrzy-
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/48
Ta strona została skorygowana.