— Jakto nie wiem! malutki przecież i u siebie ma; nam dał większy.
— Duszę-by wam oddał, duszę własną. Albo ty nie rozumiesz, dziecko kochane?
Romuś jasne źrenice szeroko otworzył, jak gdyby zdumiony. Później powiekami prędko mrugał, i łezka na nich się zaszkliła. Widać zrozumiał, ale mu dziwnem było, bo powtórzył kilka razy, kręcąc poważnie główką:
— Duszę-by oddał, duszę...
I wyciągnął ręce, jak gdyby chciał nieobecnemu rzucić się na szyję, a potem pytał codzień:
— Kiedy wujaszek przyjedzie, kiedy, moja złota Maciejko? może Tecia wie, może pisał do niej?
Tęsknił, i co jeszcze nigdy się nie zdarzyło, sam, bez pomocy siostry, jak umiał, wielkiemi literami list napisał. Nawet zaadresował sam i markę przykleił.
Po myśli to wszystko jej wypadło, więc znów zaczęła swoje. Kiedy trzeba, to trzeba; zamiast odkładać z dnia na dzień, Bóg wie, czego się spodziewając, sobie folgować, lepiej odrazu kończyć. Niech dzieci wiedzą, co ma być, a kiedy wuj tak postanowił, niech przyjmą wdzięcznem sercem.
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/51
Ta strona została skorygowana.