— Oho!
Umacniali się wzajem, — i jak umacniali! Romuś, który przeczytał kilka książek o ludziach bardzo mężnych, o rycerzach, brał z nich przykłady wytrwałości. Tecia, o całe trzy lata starsza, patrzyła na braciszka z podziwieniem — był mężczyzną! Zazdrościła mu i za nic w świecie nie dałaby mu się wyprzedzić. A ona, „Maciejka?..“ Ją długie lata już przeżyte i troski przecierpiano nauczyły, jak brzemię ciężkie podjąć, a potem dźwigać, by wydało się lżejsze.
Uśmiechnięci, spokojni, mimo smutku, który chwilami ich przygniatał, okazując się silniejszym nad wszelkie umowy i postanowienia, spędzali razem ostatnie tygodnie. Już tylko jeden, Wielki Tydzień przedświąteczny. Na tym tygodniu zahaczyło się wszystko. Romuś od pewnego czasu niezdrów, poszedł do łóżka i przeleżał nietylko święta, lecz i prawie cały miesiąc po świętach. Miał odrę, połączoną z jakiemiś innemi chorobami; trzeba było w dzień i w nocy siedzieć przy nim, starannie doglądając. Maciejowa siedziała też ciągle, a gdy pan Teodor gwałtem ją oderwał, zdrzemnęła się trochę snem lekkim, czujnym, jak sen ptaka na gałęzi, i znów zajmowała swoje miejsce.
Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/53
Ta strona została skorygowana.