Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

z koszami, pełnemi różnych dobrych rzeczy, panienki kupują, niejedna codzień, która bogatsza, inne — czasami. Ale przełożona nie lubi tej kobiety; gniewa się, że ciastka przynosi nieświeże, wreszcie z przedpokoju zginął pasek, służba ją posądza. Kiedy cenzury nam rozdawano, przyszła, ale nie wpuszczono jej nawet do sieni.
— Teciu, panienko złota!
— Mówią, że dawniej przychodziła inna, przez cztery czy pięć lat bywała codzień. Starsze panienki nie mogą się nachwalić! — sama piekła ciastka, pierniki, pączki, i Bóg wie jakie rozmaitości wyrabiała, a potem gdzieś daleko się wyniosła, i już drugiej takiej nie było.
— Jezu! — krzyknęła Maciejowa wielkim głosem.
Stało się z nią coś nadzwyczajnego. Gdy wspomni tę chwilę, płacze za każdym razem; wówczas płakała i śmiała się naprzemian.
Dzieci patrzyły również wystraszone, zaczęły płakać. Całowała to jedno, to drugie, powtarzając:
— Matko Najświętsza! teraz dopomóż mi, naucz,