Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/12

Ta strona została przepisana.

Przybyły równie ciekawie patrzył na mnie, ale snać lepszą miał pamięć, bo wkrótce wyraz niekłamanej radości zapanował na pięknej twarzy, ręce wyciągnął jak do uścisku i wnet był tuż przy mnie.
Ty mienia nie uznał — zawołał nawpół wesoło, nawpół smutnie — nie poznałeś mnie, nie dziwię się, pod tym mundurem trudno poznać.
— Czemużbym cię poznać nie miał? — odparłem swobodnie, poznając w rzeczy samej dopiero teraz, po głosie. Ciebie nie poznać, ciebie Nikołaja Pawłowicza, ciebie Kolę Rokitina — i wyciągnąłem dłoń do serdecznego uścisku.
— Nie dziwiłbym się był, gdybyś mnie nie był poznał — mówił z wyrazem głębokiego smutku — wielu mnie już nie poznaje, ja sam siebie czasem poznać nie mogę pod tym mundurem, pomyśl tylko, ja, Rokitin, policmajstrem w Kamieńcu!
Hej! czeławiek, wodki — zawołał opryskliwie i gwałtownie, jakby pragnąc zagłuszyć smutne myśli. — Napij się do mnie, tak, jak za dawnych czasów — rzekł, zwracając się ku mnie — czasy-bo to były czasy, wesoły wiek młodości, pamiętasz, co?
I wychylił jednym haustem spory kielich oczyszczonej.
— Co u ciebie słychać? — pytał pospiesznie, nie dające mi przyjść do słowa i uprzedzając moje pytania — co porabiasz? ożeniłeś się?
— Nie! dotyczczas nie.
— To może i szczęśliwiej; ja, ja miałem żonę, nie mam już jej, mam drugą, bez popa się obeszło. Przyjaciółka, druh sterdecznyj, aż tu za mną przyjechała, w urzędowaniu mi dopomagać, ha! ha! ha! dopomagać.
Rozśmiał się przykrym nerwowym śmiechem.
— Napijesz się jeszcze? kieliszek jeden, co?
— Nie mogę teraz, mam dziś interesa w mieście.
Przyniesiono mi śniadanie, usiadłem przy stole.
— To ja sam się napiję — mówił Rokitin — muszę dziś wypić. Hej! tam, drugi kieliszek.