Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/27

Ta strona została przepisana.

dziców. — Dzieci tymczasem cicho płakać zaczęły, tuląc się do niej.
Płacz ten cichy, przez ciało aż do duszy mi sięgnął, i tam zatargał najdrażliwszemi strunami, sam omal że nie rozpłakałem się. Oprzytomnił mnie wzrok oficera i policyantów, ze zdumieniem na mnie patrzących. Spojrzenia te obudziły we mnie dzikie jakieś instynkty, gdzieś tam w głębi duszy drzemiące dotychczas, zwierzę dzikie ocknęło się we mnie, uderzyłem nogą w podłogę i wrzasnąłem tak silnie, że aż szyby w oknach zadrżały.
Małczat’! ja ciebie, ja ciebie Anno Fiodorowno każę aresztować, ty, ty, miatieżnica — i zwróciłem się z tym samym wrzaskiem do oniemiałych policyantów i oficera — róbcie waszą powinność — wołałem — róbcie rewizyę, piszcie protokół, aresztujcie.
— Ja niewinna! — zawołała staruszka — za co mnie więzić? — Ona niewinna! — jęczała staruszka — Wasze Wysokorodie ona niewinna, niewinna, zostawcie mi ją, ja stara, bez niej, bez mojej pociechy z głodu umrę — i wyciągnęła do mnie suche, cienkie ręce i wnet bez zmysłów do nóg mi się zwaliła.
Dzieci zaczęły płakać spazmatycznie, rozdzierająco.
— Róbcie, co do was należy — zawołałem do podkomendnych i jak szalony wyleciałem na dziedziniec, a jęk tej starej za mną. Ha! słyszę go jeszcze, w mózg mi się wpił. Dopadłem doróżki, kazałem się wieźć za miasto, hen w pole, a krzyk ten rozdzierający biegł za mną. Ona niewinną, ona niewinna!
Po godzinie jazdy po za miastem, przyjechałem tu, chciałem upić się, krzyk ten zagłuszyć, robaka zalać, i ciebie tu zastałem.
Usiadł ciężko, bezwładnie prawie padł na krzesło, głowę zwiesił na piersi, oddychał ciężko, na twarz mu wystąpił ceglasty, nienaturalny rumieniec, z ust wyrywały się bezładne, urywane słowa.