Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/32

Ta strona została przepisana.

mówiłem — więcej jak dwieście lat temu, ojcowie nasi, z opuszczonemi od wstydu oczami, ze łzami boleści w nich, wychodzili z tych murów, w walce zwyciężeni — przemocy ustąpić musieli, ale po to tylko, by tu znowu wrócić.
— Patrz — mówiłem, zwracając się w drugą stronę i rękę ku minaretowi wyciągając. — Wrócili, i na tym dumnym minarecie, na tym potężnym półksiężycu, posąg Bogarodzicy, patronki narodu wznieśli.
— Wiesz teraz, co nas utrzymuje? wiara, że i my kiedyś tu jako zwycięzcy powrócimy, że i my w tryumfie na tych zielonych dachach waszych cerkwi, godła naszej wiary umieścim. Wiara w przyszłość jaśniejszą, wiara w sprawiedliwość Przedwiecznego, wiara w Jego opatrzność i miłosierdzie przez życie nas wiedzie i upadać nam nie pozwala.
Rokitin stał w głębokiej zadumie pogrążony, zdziwionemi oczyma patrzał na mnie, po długiej dopiero pauzie przemówił złamanym, cichym głosem:
— Zazdroszczę wam, cały nasz naród zazdrościć wam kiedyś będzie, wiara ta wasza da wam zwycięstwo, brak wiary wszelkiej da nam, wszystkim po kolei, śmierć na dnie przepaści.
W niezwyklem usposobieniu byłem, mialem tego towarzystwa dosyć, pragnąłem coprędzej ciszy, samotności.
— Bądź zdrów! powiedziałem, wyciągając doń na pożegnanie rękę — dużo mam jeszcze dziś zajęcia. Niech ci Bóg dopomaga.
— Nic z nim nie mam wspólnego — odparł opryskliwie i zaśmiał się spazmatycznie.
Odszedłem, pozostawiając go na parapecie.


∗             ∗

Po nocy bezsennie prawie przepędzonej, nad ranem dopiero twardo zasnąłem. Obudziło mnie natarczywe stukanie do drzwi; wstałem, aby otworzyć i zobaczyć, kto jest tak