Strona:PL Kapitał Karola Marksa w streszczeniu.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

schyłku wieku osiemnastego i w początkach wieku dziewiętnastego przez wielkich klasyków angielskich, Smitha i Ricarda. Główną osnową pierwszego tomu Kapitału jest właśnie prawo wartości i wypływająca stąd płaca robocza oraz nadwartość, a więc objaśnienie, w jaki sposób wytwór pracy najemnej bez użycia jakiegokolwiek gwałtu lub oszustwa rozdwaja się sam przez się na mizerny fundusik, umożliwiający zachowanie życia robotników i na bogactwo niepotrzebujących pracować kapitalistów. I na tem polega też wielka historyczna zasługa tego tomu: unaocznił on, że wyzysk może być usunięty tylko pod tym warunkiem i właśnie dlatego, że będzie zniesiona sprzedaż siły roboczej, to jest system najemnictwa.
W pierwszym tomie Kapitału nie opuszczamy prawie ani na chwilę samego warsztatu pracy: jakiejś fabryki, kopalni lub nowoczesnego gospodarstwa rolnego. Wywody tomu pierwszego stosują się do wszystkich przedsiębiorstw kapitalistycznych. Mamy tu do czynienia wyłącznie z kapitałem jednostkowym, jako typem całego systemu wytwarzania. Zamykając tom pierwszy, wyjaśniliśmy sobie codzienny przebieg tworzenia się zysku kapitalistycznego i poznaliśmy aż do głębi mechanizm wyzysku. Leżą przed nami góry przeróżnych towarów, które dopiero co wyszły z warsztatu i jeszcze wilgotne są od potu robotniczego, a w towarach tych możemy najdokładniej odróżnić tę ich część, która powstała z nieopłaconej pracy proletarjatu, lecz mimo to wędruje całkiem legalnie, podobnie jak cała masa towarów, do rąk kapitalisty. Palcem nieledwie możemy tu dotykać korzenia i źródła wyzysku.
Jednak żniwo, zebrane przez kapitalistów, bynajmniej jeszcze nie zostało złożone do gumna. Owoce wyzysku już dojrzały, lecz, niestety, mają jeszcze postać, uniemożliwiającą przedsiębiorcy natychmiastowe korzystanie z nich. Dopóki kapitalista nie pozbędzie się swych zmagazynowanych towarów, póty nie może jeszcze nacieszyć się owocami swego wyzysku. Nie jest on wszak właścicielem niewolników z epoki grecko-rzymskiej, ani średniowiecznym panem feodalnym, którzy darli skórę z ludności pracującej tylko gwoli zaspokojeniu swych własnych zbytków i gwoli utrzymywaniu licznego i świetnego dworu. Naszemu kapitaliście potrzebna jest brzęcząca mamona, którą poza „odpowiadającą stanowisku stopą życiową“ możnaby użyć na stałe powiększenie swego kapitału. W tym celu jednak trzeba sprzedać wytworzone przez robotnika towary wraz z zawartą w nich nadwartością. Towar musi z magazynu fabrycznego i ze śpichrza dworskiego udać się na rynek, a wobec tego i kapitalista musi ze swego kantoru udać się na giełdę i za ladę sklepową. W drugim i trzecim tomie Kapitału udajemy się tam za nim również.
W dziedzinie wymiany towarów, gdzie rozgrywa się drugi akt życia kapitalisty, wyrasta przed nim wiele nowych trudności. W swojej fabryce, na swym folwarku on był panem. Tam panowała najsurowsza organizacja,